Nie ma wiele tematów, które tak mnie poruszają jak losy naszej pięknej planety. A konkretnie losy przyrody, którą w tak okropny sposób zniszczyliśmy.
W temacie czuję głownie bezsilność i lekką rozpacz. I choć staram się minimalizować swój impakt na środowisko, tak czuję, że dopóki rządy nie nałożą obostrzeń i regulacji na duże firmy i korporacje produkujące bezsensowne opakowania z plastiku (czy produkty z tworzyw nakładających duże obciążenie na środowisko) nasze indywidualne konsumenckie działania przyniosą efekt – owszem – ale za późno.
Nie oznacza to, że porzuciłam próby, o nie. Dużo czasu poświęcam na rozmyślania na temat życia w moim domu. Nadal uważam, że produkujemy zdecydowanie za dużo śmieci. Szczególnie teraz, kiedy jest z nami mały Henio. Praktykujemy zero-waste w wersji dla chcących, ale trochę leniwych, bardzo daleko nam do zero, bliżej do less than before, choć i nie w każdym departamencie.
Przyjście na świat naszego synka jeszcze bardziej pokazało ilość bezsensownego plastiku jaki dosłownie nas olewa. Wczoraj na przykład Heniek dostał w prezencie trzy pary skarpetek (malutkich, Heniek ma 3 tygodnie przypominam). W każdą skarpetę włożony był plastikowy odlew małej stopki, skarpetki przyklejone były taśmą do plastikowej półeczki zapakowanej w dwie warstwy plastiku. Taka, mała plastikowa wystawka, dla trzech par malutkich skarpetek.
Gest przemiły – doceniam każdy prezent jaki znajomi czy rodzina dają nam z okazji przyjścia na świat dziecka. Wszyscy się cieszą i chcą swoją radość okazać miłym gestem – to zrozumiałe. Czy nie szybszą zmianą na lepsze byłoby zakazanie pakowania małych elementów w tak ogromną ilość plastiku. Owszem, zmieniamy firmy portfelem, jednak przekonanie wszystkich pokoleń i edukacja wszystkich ludzi zajmie zdecydowanie więcej czasu niż mądre prawa i regulacje. A ciotka, która przyjechała w odwiedziny do małego Heńka z prezentem nawet by nie zauważyła różnicy kupując ładnie zapakowane skarpety w materiał biodegradowalny i kompostowalny.
Anyway, będę jeszcze myśleć co tu zrobić. Na razie, tak jak wspomniałam, rozglądam się po domu i zastanawiam co mogę zrobić i zmienić, żeby stać się trochę bardziej less waste niż wcześniej.
Oto kilka rzeczy i produktów, które świetnie się u mnie w domu sprawdziły i pozwoliły nieco ograniczyć ilość produkowanych odpadów.
1. Demakijaż
Zacznijmy od łazienki. Jednym z pierwszych produktów, jakie postanowiłam się pozbyć były jednorazowe waciki. Używałam ich bardzo dużo i zaczęło mnie to denerwować. Nie dość, że same stanowią odpad to są też zapakowane w plastikową tubkę.
A że zużywałam ich całe mnóstwo (demakijaż, nakładanie toniku, poprawki makijażowe)- bo mam lekką obsesję na punkcie pielęgnacji skóry- przyszedł czas powiedzieć basta.
Na jakichś targach kilka lat temu (ze 3) wpadłam na stoisko GLOV – polskiej firmy produkującej rękawice ze specjalnego włókna, dzięki której zmywamy makijaż tylko przy użyciu wody.
Moczymy rękawicę pod kranem, myjemy twarz, przepieramy rękawicę mydłem, odwieszamy do wyschnięcia.
Zakochałam się! Rękawica serio świetnie zmywa makijaż, lekko pilinguje i starcza na długo. Według producenta trzeba ją wymienić co 3 miesiące, ja moją wymieniam co pół roku i jest super anyway.
Przez lata wypróbowałam różne rękawice (tak, na rynku pojawiły się podobne produkty innych producentów) i mam dwóch faworytów. Oryginalny GLOV i rękawica Yves Rocher. Ta druga może nawet bardziej mi się sprawdza – jest wykonana z trochę cieńszego materiału więc łatwiej dotrzeć we wszystkie zakamarki.
Oprócz rękawicy, która pozwala mi szybko zmyć podkład i cięższy makijaż, zainwestowałam też w małe, okrągłe płatki.
Mam płatki do demakijażu zarówno of GLOV (te różowe) jak i płatki firmy Soft Moon. Nie będę się tutaj rozpisywać te od GLOV są zajebiste, świetnie się czyszczą pod kranem (wodą z mydłem) i nie trzeba ich tak często prać. Poza tym usuwają makijaż bez użycia detergentów. Te białe są trochę beznadziejne (soft moon) i teraz praktycznie wcale ich nie używam. Jakby ktoś chciał to chętnie oddam.
2. Woda
W naszym domu proces przerzucenia się z wody w butelce na kranówkę zadział się ekspresowo. Wszystko dzięki pewnemu bidonowi, który mój mąż dostał w nagrodę za cośtam u siebie w firmie.
Byliśmy tak zachwyceni wygodą tego bidonu (serio to mega ważne, wcześniej miałam kilka innych bidonów i nie udało mi się z nimi przerzucić w 100% na kranówkę), że każdy w rodzinie dostał po sztuce i od tamtej pory nie kupujemy W OGÓLE wody w butelkach. Bidon, który ocalił nas od butelek, to bidon firmy Contigo. Nie jest tani, ale zwraca się bardzo szybko.
To, ile plastiku oszczędzamy zauważyłam dopiero w ciąży, kiedy ze względu na zgagę litrami piłam Muszyniankę – moje jedyne remedium. Ilość butelek jakie walały się po mieszkaniu była PRZERAŻAJĄCA. Musicie mi uwierzyć.
3. Produkty kompostowalne
Odkąd urodził się nasz synek ilość produkowanych śmieci wzrosła nam o milion procent. Nie tylko za sprawą samego Heńka – ja spędzam w domu dużo więcej czasu niż wcześniej więc również ja produkuję więcej śmieci.
Przed narodzinami Henryka szukaliśmy różnych rozwiązań pieluchowych. Wiadomo, produkuje się ich strasznie dużo więc zastanawialiśmy się jak tu trochę tej naszej planecie ulżyć, choćby w departamencie czystej pupy.
Najlepszym rozwiązaniem byłyby pieluchy wielorazowe, ale jako nieco przerażeni rodzice z pierwszym noworodkiem, postanowiliśmy odłożyć ten temat na później, a na zapoznanie z tematem wybraliśmy bambusowe pieluchy Bambiboo z Rossmana.
Są biodegradowalne i kompostowalne (oprócz rzepów) więc nieco mniejsze zło. Dodatkowo bambus szybko rośnie bez dopalaczy więc sam proces produkcji jest łagodniejszy dla środowiska niż pieluchy z innych tworzyw.
Podobnie z mokrymi chusteczkami – początkowo użwaliśmy chusteczek Bambiboo z Rossmana, jednak okazały się trochę za suche i przerzuciliśmy się na Tami – też z Rossmana. Obydwie opcje są biodegradowalne.
4. Mięso i nabiał
Najlepszą rzeczą jaką możecie zrobić dla planety to wykluczyć z diety lub ograniczyć spożycie mięsa i nabiału. Proponuję poczytać o tym ile wody i energii potrzebne jest, żeby wyprodukować jednego burgera. Będziecie w głębokim szoku.
Jeśli nie wyobrażacie sobie życia bez mięsa spróbujcie najpierw ograniczyć się do dwóch-trzech posiłków mięsnych tygodniowo. Z czasem zauważycie, że do mięsa i nabiału przestanie Was ciągnąć, a opcje wegetariańskie i wegańskie zaczną wydawać się normalnym wyborem.
5. Sharing economy, recycling, upcycling
Te angielskie słowa niosą ze sobą wspaniałą mądrość i ideologię.
Starając się żyć w duchu minimalizmu znacząco ograniczamy nasz footprint i negatywny wpływ na środowisko. Produkcja czegokolwiek pochłania energię, wodę i przyczynia się do zanieczyszczenia naszej pięknej planety.
Im mniej mamy – tym mniejszy ślad zostawiamy po sobie. Z doświadczenia mogę Was również zapewnić, że posiadanie małej ilości rzeczy, to wolność i poczucie lekkości – każdy dodatkowy samochód, przedmiot czy mebel to dodatkowa odpowiedzialność – rachunki do zapłacenia, półka do przetarcia, ubranie do uprania i uprasowania (swoją drogą, wiecie, że prasowanie jest już passe? Dziś dbając o środowisko chodzimy w pogiętych ubraniach ;))
Warto zapoznać się również z tematem sharing economy- czyli ekonomii współdzielenia i wskoczyć w ten trend jak do basenu.
Idealnym przykładem ekonomii współdzielenia jest uber, czy generalnie taksówki (działając zgodnie z ideą, że nie każdy musi mieć swój samochód jeśli jeździ nim okazjonalnie, lepiej jeśli po ulicach będą jeździły samochody które będą w użyciu non stop, a będzie ich mniej – na świecie i na zatłoczonych parkingach), wszelkie formy carsharingu jak Panek, Traficar, blinkee i inne takie (faktycznie, na chwilę obecną dostępne tylko w dużych miastach).
Z radością też obserwuję, że do Polski wchodzą nowe, ciekawe rozwiązania mające na celu oszczędzanie jedzenia. Wiem, że do wejścia na nasz rynek szykuje się apka To Good To Go, która pozwoli nam kupować po okazyjnych cenach jedzenie które nadaje się do spożycie, ale które normalnie zostałoby wyrzucone (resztki z restauracji, sklepów etc).
6. Opakowania maxi
Jak już musze kupić coś w plastikowym opakowaniu, upewniam się, że jest w możliwie największym opakowaniu. Szampony i odżywki – na przykład. I wiem wiem.. hejterzy zarzucą mi, że powinnam używać szamponu i odżywki w kostce. Niestety nie znalazłam jeszcze takiego rozwiązania, które polubiłyby moje cienkie włosy. Kupuję więc szampony i odżywki w 1,5l, 2l butelkach. Szukam ich w TK Maxx i w internecie. Jedna butelka starczy mi na ponad pół roku (dzięki dozownikowi używam mniej produktu), w tym czasie zużyłabym pięć, sześć tradycyjnych opakowań.
Szukam też firm, które sprzedają produkty w opakowaniach, które można uzupełniać – opcja dostępna niestety jedynie dla mieszkańców dużych miast.
Moje ulubione mydła do rąk Yope są dostępne w szklanych butelkach – jak się skończą wystarczy przejść się do ich sklepu i uzupełniają produkt. W tej wersji dostępne są również płyn do mycia naczyń i żel pod prysznic.
Dla mnie opcja bardzo wygodna, bo sklep Yope jest obok miejsca w którym co dwa tygodnie roię paznokcie.
7. Używane ubrania – kupno i sprzedaż
Myśląc o używanych ubraniach od razu myślimy o zakupach w lumpeksie. Osobiście ich nie znoszę. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie wiem co tam zastanę. Zazwyczaj całą masę shitu i jedną perełkę. Po drugie zakupy w lumpeksie to dla mnie ogromna strata czasu. Muszę jechać do sklepu bez pewności, że cokolwiek tam znajdę, przerzucać sterty ubrań. Zajmuje to za dużo czasu i zabiera za dużo energii.
Dlatego zaczęłam szukać rozwiązań w internecie. Wytestowałam wiele stron i aplikacji do kupowania i sprzedawania używanych ubrań i mam jednego faworyta.
Vinted – to aplikacja gdzie znajdziecie setki ubrań od użytkowniczek, podzielone na kategorie, kolory, marki. Możecie tam też sprzedawać swoje ubrania.
Moja strategia do sprzedaży jest prosta – chcę się ich po prostu pozbyć. Wystawiam więc ubrania za 10-30 zł, czyli zdecydowanie poniżej ich wartości. Nie zaraibam dużo, ale udaje mi się pozbyć ich względnie szybko.
Jeśli chodzi o zakupy można tu znaleźć ubrania w bardzo dobrym stanie i modne – czyli przeciwieństwo ciucholandu. Trochę droższe, ale przy odrobinie determinacji można znaleźć taką osobę jak ja – która chce po prostu opróżnić szafę.
Inne miejsca które sprawdziły się dla mnie całkiem nieźle przy sprzedaży ubrań to grupy na Facebooku (wszelkie typu sprzedam/oddam/zamienie). Na Facebooku sprzedaje też meble, których nie potrzebuję – w zasadzie wszystko. Moje doświadczenie jest bardzo pozytywne jeśli chodzi o szybkość sprzedaży. Podkreślam jednak, że sprzedaję rzeczy za bezcen – chcę po prostu żeby ktoś przyjechał i zabrał mebel czy produkt z mojego domu.
W moim przypadku nie sprawdziły się zupełnie Allegro i Olx, czas sprzedaży jest zdecydowanie za długi jak na moje skromne gusta.
A co u Was się sprawdziło w temacie Less Waste?